wtorek, 6 sierpnia 2024

"Dobra Pani" Sylwia Winnik. Recenzja.

„ – Jak tu romantycznie – wyszeptała, choć nikt nie mógł jej usłyszeć. Tylko drzewa i zwierzęta były świadkiem tego zachwytu nad światem. Lekko zdyszana, wszak droga wiodła pod górę, oparła się o drzewo. – To wszystko jest moje, ale tak naprawdę należy do samego Boga i mnie dane jest to podziwiać. Dzięki Ci, Boże, za tak piękny świat. Nie zepsuję go. - Długo jeszcze patrzyła i słuchała odgłosów leśnego życia, nim wróciła do powozu. Jest jak w raju, pomyślała. To będzie mój raj.”

Autor: Sylwia Winnik

Tytuł: Dobra Pani

Wydawnictwo: Flow

Data wydania: 15- 05 - 2024

Liczba stron: 376

Gatunek: powieść historyczna

 

Zamek jak z bajki, wille w słonecznej Italii, posiadłości w Berlinie i nad Renem, podróże po całym świecie, damy dworu i jedwabne suknie… Brzmi jak doskonałe życie? Możliwe, ale z drugiej strony tego obrazu widać kobietę zamkniętą w złotej klatce obyczajów i powinności.

Marianna Orańska, od niemal 200 lat nazywana Dobrą Panią, była na równi kochana i znienawidzona. Nie zamierzała się wpisywać w sztywne schematy, łamała wszelkie zasady dworskiej etykiety XIX wieku. Był to jednak okres, kiedy arystokracja uwielbiała… bale i skandale. Nieugięta, niezależna niderlandzka królewna szybko stała się więc obiektem plotek, budząc zgorszenie. Podczas gdy władcy pragnęli się wzbogacać, ona wolała dzielić się tym, co miała, z ubogimi.

Jako filantropka, która wyprzedziła swą epokę podejściem zarówno do biznesu, jak i drugiego człowieka, stała się niewygodna dla polityków ówczesnego świata.

Sylwia Winnik, uznana reportażystka, stworzyła opartą na faktach niezwykłą powieść o zakazanej miłości, drodze do niezależności i życiu na własnych zasadach w świecie rządzonym przez mężczyzn.

Jej karty wypełnia zapach egzotycznych podróży, ale też tęsknota za prawdziwym domem, a ten zawsze jest tam, gdzie ludzie, których kochamy.



„Życie jest podróżą, w której raz płyniemy po wodach spokojnych z widokami zapierającymi dech w piersiach, a raz z trwogą drżymy o życie smagani falami.”

Postać Marianny Orańskiej, ostatnio jest coraz bardziej znana. Przyznam szczerze, że do zeszłego roku nie wiedziałam, że taka osoba istnieje. Do momentu, aż się wybrałam do Kamieńca Ząbkowickiego i odwiedziłam przepiękny Pałac Marianny Orańskiej.

To miejsce zrobiło na mnie ogromne wrażenie, a jeszcze większe postać tej kobiety.

Ich życie nie było usłane różami i nie miały zbyt łatwo. Nie było miejsca na miłość. Małżeństwa często były aranżowane i jak w przypadku Marianny, było ono dla dobra kraju. Nie dla niej.

Marianna kochała i to bardzo trzy razy. Najpierw była zakochana w Gustawie, synu króla Szwecji. To była pierwsza, ale jakże piękna młodzieńcza miłość. I mogłoby się wydawać, że wszystko pięknie się skończy. Gustaw uzyskał zgodę na rękę Marianny od Króla Wilhelma I, ojca oraz Wilhelminy Pruskiej, matki Marianny. Ale jak się później okazało, ta decyzja nie spodobała się jednak Wilhelmowi Fryderykowi – książę koronny, syn Wilhelma I, brat Marianny, oraz jego żonie Annie Pawłowskiej – wielkiej księżnej Rosji. To za jej opinią, która dla męża była bardzo ważna, a ówcześnie Szwecja była wrogiem Rosji, została wydana decyzja, że Marianna nie może poślubić Gustawa, bowiem narazi państwo Pruskie na wojnę z Rosją. Ojciec Marianny na tę decyzję, był również bardzo załamany, bowiem zawsze chciał szczęścia dla swojego dziecka. A widział, jak Marianna patrzy na Gustawa, i że to nie jest tylko zauroczenie. Musiał odmówić Gustawowi.

„(…) Cóż, miłości się nie wybiera, dlatego na dworach królewskich było tyle nieszczęść. Starano się je aranżować, wbrew temu co dyktowało serce i rozum.”

Marianna była załamana. Tym bardziej, że w niedługim czasie dowiedziała się, że ma poślubić swojego kuzyna Albrechta. Z czasem nawet go pokochała. Znali się od dziecka i bardzo lubili, więc było jej łatwiej pogodzić się z decyzją, że to właśnie on, będzie jej mężem. Pocieszała się tym, że mogła trafić gorzej. Często bowiem na mężów, wybierano królów, którzy mogli być rodzicami, młodych dziewczyn. Tu liczył się tytuł, pozycja, a nie miłość. Ale z czasem ta miłość do Albrechta zaczęła przybierać na sile. I czuła, że i mąż jest w niej również zakochany.


„Byłam szczęśliwa na początku. Wtedy jeszcze się starał. Oczywiście widziałam pewne oznaki władczości, braku zaangażowania, ale zaraz później był troskliwy i czuły. To była huśtawka emocji! A od kiedy się dowiedział, że jestem w ciąży, oddalał się ode mnie. W Berlinie traktują mnie nie jak kobietę, a jak nosicielkę dziedzica. To taki inny świat, tato, od naszego.”

Marianna zaszła w ciąże i wszystko, co do tej pory było piękne i miało szansę, by to małżeństwo się udało, zaczęło pękać jak bańka mydlana. Do Królewny dochodziły coraz to nowsze informacje, że Albrecht ją zdradza. Oczywiście mąż zaprzeczał wszystkiemu, ale Marianna i tak wiedziała swoje. Starała się jak mogła, by uratować to małżeństwo.

„Tego, że w ogóle mnie zdradzał, domyśliłam się wcześniej. Takie rzeczy kobieta wie, czuje, widzi, jeśli potrafi patrzeć rozsądnie i z szacunkiem do siebie samej.  Kiedy między dwojgiem umiera miłość, uwidacznia się rozkojarzenie i obojętność. Dziwny ziąb bije z gestów, spojrzeń i słów. Na początku wydaje ci się, że to zmęczenie, że za dużo ma na głowie, później uważasz, że to ty przesadzasz, że czepiasz się mało istotnych rzeczy, że to może nawet twoja wina, że się ta druga osoba oddala. Ale jeśli to trwa zbyt długo, zaczynasz rozumieć.”

W między czasie odziedziczyła spadek po matce i ziemie w Kamieńcu Ząbkowickim, gdzie zajęła się powiększaniem dóbr. Postanowiła wybudować Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim, gdzie w pierwszej kolejności mieli być zatrudnieni do prac, mieszkańcy tej miejscowości oraz okolicznych wiosek. A żeby dać ludziom pracę, zaczęła wykupywać okoliczne ziemie, budować drogi, szkołę. Rozwinęła gospodarkę leśną. Kazała zakładać stawy rybne pstrągów. Wybudować hutę szkła, a także kazała wybudować ogromny piec, przerabiający rudę. Wszystko za co się zabrała, pomnażało majątek, ale też przyczyniło się do polepszenia życia mieszkańców. Nie bez powodu, nazywali ją „Dobrą Panią”. Byli jej wdzięczni, za wszystko co robi. I choć powiększała wszelkie dobra, to nikt jej głośno za to jej nie pochwalił. Bo przecież była kobietą, a jak wiadomo, kobiety w tamtych czasach, nie były stworzone do takich działań, więc jeśli ktoś był pełen uznania, to nie wypowiadał tego głośno.

„Bardzo jej zależało, by spełnić oczekiwania dworu niderlandzkiego i pruskiego. Nie chciała jednak zatracić siebie. Pomiędzy poświęceniem dla kogoś, a pozwoleniem na zniewolenie się jest cienka granica. – Ja się jeszcze nie poddaję.”

Marianna bardzo dużo podróżowała. A z każdej wyprawy starała się przywieźć coś, co stanowiłoby cząstkę wspomnień z podróży. Dlatego w ogrodach, można znaleźć m.in. styl włoski. Bo tam miała swój trzeci dom, który bardzo kochała, a który później dostała w prezencie jej córka Charlotta.



Nie chce Wam za dużo zdradzać, bo jeśli ktoś nie zna historii Marianny, to poznawanie jej będzie prawdziwą ucztą. Ale nawiąże jeszcze tylko do tego, co większość z was przeczyta w każdym informatorze. A mianowicie, o trzeciej miłości Marianny – Johannesie. Za miłość którą, została bardzo niesłusznie ukarana. Mimo, iż była zdradzana jako pierwsza, to właśnie ją obarczono rozpadem małżeństwa. W dodatku, nie pozwolono jej widywać się z dziećmi. Ani brać udziału w żadnych uroczystościach.

„Na skutek rozwodu Mariannę nie tylko wygnano z Berlina, ale Wilhelm IV zabronił jej przebywać na terenie Prus dłużej niż 24 godziny. Za każdym razem, gdy miała przekraczać granicę, obowiązkowo musiała się meldować na posterunku. Zabroniono jej tez wchodzić do pałacu w Kamieńcu głównym wejściem.”

W odpowiedzi na to Marianna powiedziała:

„-Szykany kierowane w moją stronę są mi obojętne. Historia to zapamięta, ludzie kiedyś sami wyciągną wnioski o nas, arystokratach. Niech inni zatem martwią się o swoje dusze, a ja będę martwić się o swoją. Nigdy nie byłam  nie będę niczyją niewolnicą – rzekła, ocierając ostatnią łzę.”

Jak to się wszystko potoczyło? Czy Marianna na swój sposób była szczęśliwa i mimo noszonego w sercu bólu, że tak utrudniano jej kontakt z dziećmi, czy i tu sobie poradziła, znajdując sposób, by obejść ten zakaz? O tym dowiecie się z książki, która wypełniona jest po brzegi emocjami.

"Pragnęła być kochana, chciała być dla kogoś ważna. Smutno było myśleć, że już nigdy dla nikogo nie będzie tyle znaczyć".

Dla mnie Marianna, była kobietą, która zasługuje na ogromny szacunek. To czego dokonała i jakim kosztem, zasługuje naprawdę na ogromną pochwałę. Udowodniła wielu osobom, że kobieta, też ma coś do powiedzenia i może sobie poradzić w życiu, o wiele lepiej, niż nie jeden mężczyzna. Ogromna siła, mądrość, inteligencja a przede wszystkim serce, które miała tak dobre, że zjednywała sobie wielu ludzi, pomimo iż w swoich kręgach, wyrzucono ją poza margines arystokracji.

„Nie da się uciec od problemów. Można je na chwilę zostawić za sobą, wyjechać, schować się, ale po powrocie one będą czekać dokładnie w tym samym miejscu. Nie rozwiążą się same, nie poukładają się, ale można dać im czas, zaufać sile wyższej i popłynąć z nurtem. Rzucić się w jego głębię, zamknąć oczy, nabrać w usta powietrza i dryfować, dryfować, aż dopłynie się do bezpiecznej przystani.”

Ta lektura skradnie wasze serca. Historia w niej zawarta, przepiękne opisy przyrody i miejsc, które wraz z królewną niderlandzką, a dokładnie Marianną Orańską – Wilhelminą Fredericą Louisą Charlottą Marianną, mamy okazję zwiedzić, zapierają dech w piersiach. A co jest najpiękniejsze, to to, że te miejsca istnieją naprawdę. Osobiście miałam okazję zwiedzić Pałac w Kamieńcu Ząbkowickim jak i Międzygórze i Wodospad Wilczki, dawnej zwany Wodogrzmoty Żeromskiego, w którym Marianna się zakochała i kazała wybudować mostek nad nim. Coś niesamowitego. Możecie podziwiać go na Instagramie w zakładce Stories, a na dniach zamieszczę zdjęcia z tej wyprawy.

Z przyjemnością wybiorę się kiedyś śladami Marianny Orańskiej, by zwiedzić wszystkie to miejsca, o których pisze Sylwia winnik w książce, i wiem to na pewno, że do tej książki wrócę za jakiś czas. Bo to nie jest powieść na jeden raz. Do niej można wracać, i wracać a przede wszystkim zapadnie w pamięci na dłużej. Dziękuje autorce Sylwii Winnik, za tę cudowną podróż śladami Marianny. A za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Flow. 



Spójrzcie sami na to cudowne wydanie. Piękna okładka i śliczne barwione brzegi. Czytanie tak pięknie wydanej książki, to czysta przyjemność.



 „Obie z matką mogły też wyśmiewać damy dworu. Te piękne, inteligentne i wykształcone kobiety, zazwyczaj wybierane były przez króla dla królowej, przez księcia dla księżnej, a nie przez nie same. Mające dotrzymywać towarzystwa paniom na dworze, częściej, jak się okazywało , dotrzymywały go ich mężom. Mieli je pod nosem. Tajemnicze zniknięcia mężczyzn były powodowane, zapadaniem się w ich nagie ramiona. Tuż za ścianą, gdzie spały ich dzieci i żony. „Wstrętne!” – myślała Marianna.”



Jeśli podoba Wam się to o czym piszemy na blogu i chcielibyście nas wesprzeć, możecie postawić nam wirtualną kawę. Wystarczy kliknąć w poniższy link. 

POSTAW NAM KAWĘ

Każdą wypijemy z wielką przyjemnością i będzie to dla nas ogromna motywacja do dalszej pracy nad blogiem.

Z pozdrowieniami A&S.

5 komentarzy:

  1. Bardzo chętnie skuszę się na tę ucztę czytelniczą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tej książki Sylwii jeszcze nie czytałam. Szykuje się wyborna lektura.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze jakieś kilkanaście lat temu chętnie sięgałam po książki o tej tematyce. Jednak teraz jestem w zupełnie innym targecie i raczej nie planuję sięgać po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie projekty i fotografie na tej stronie stanowią własność autora. Kopiowanie i rozpowszechnianie fotografii bez naszej zgody jest zabronione. Copyright © 2018-2024 Anna&Sebastian